piątek, 22 maja 2015

Reisefieber

Czuje, ze mnie dopadl Reisefieber, czyli stres przedwyjazdowy.
W domu wszystko porozwalane, walizki na lozku i podlodze, moje jeczenie, ze sie nie zmiesci, ze male to jakies i ze Berberobabcia, to sie umie pakowac, a ja nie i nie lubie. Wolalabym wydac to polecenie podwladnemu, ale nie mam.
Rano zakupy w drogerii, po obiedzie walowkowe, bo walowy musi byc duzo, bo Berberzaki, ledwo usiadziemy, beda wolac jakie sa strasznie glodne.
Jest wiec pieczywo, ciastka, owoce, chipsy, paluszki, sama-nie-wiem-co jeszcze, bo w pociagu zarcie kupic mozna, ale w cenach z tylka, astronomicznych i odbierajacych apetyt!
Przelewam szampony i zele do podroznych flakonikow, pamietam, zeby gre wziasc do pociagu i ksiazki i zeszyty edukacyjne, no i aparat koniecznie.
Tableta spakuje i laptopa i w ogole ratunku!!!
Ja chce byc juz na miejscu, albo chociaz w pociagu i miec juz umyte wlosy oraz podlogi.
Walizki niech sie same spakuja, Berberzaki nie kloca, a ja nie zrzedze.
Niech juz sie stanie morze i odpoczynek, zebym nie zagladala w terminarz i nie myslala, o czym za chwile zapomne...
Byle nie zapomniec Berberzakow i dokumentow :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jesli nie widzisz swojego komentarza, oznacza to jedynie, ze rowniez ja go jeszcze nie przeczytalam i ze czeka sobie na moderacje :)