niedziela, 2 kwietnia 2017

Klin

Wbijam sie klinem w wiosne.
Kradne slonce, kolory, zapach wiszacy w powietrzu.
Pomiedzy siatami, dziecmi, a praca wysiadam nie na tym przystanku co zwykle i ide.
Przed siebie, przez zielen i slonce, wiejskie zapachy z obory i stajni.
Usmiecham sie, wyprasowala mi sie zmarszczka na czole.
Krok zrobil lzejszy, wlos bardziej lsniacy.
Pochylam sie nad fiolkiem, cmokam na konia, zaczajam na dzieciola.
Ide sama na plac zabaw, jest przedpoludnie, jestem sama, siadam na lawce, rozciagam kosci i grzeje sie.
Jak jaszczurka na kamieniu, jak waz na pustyni, twarz ku sloncu, mysli ku niebu, marzenia wlaczone, stresy schowane.
Chwila dla mnie, jak klin w zmartwienia, szare dni, bieganine, wrzaski dzieciece.
Skrawek czasu, dwadziescia minut, zamiast kapieli w mleku, maski blotnej i spa.
Jest dobrze, jest lepiej i najlepiej.